Parafialny Spływ Kajakowy rzeką Drawą

wpis w: Aktualności | 0

Spływ kajakowy rzeką Drawą

W te wakacje wspólnie z młodzieżą z Rzyk i Radziechów postanowiliśmy przeżyć wakacje w trochę inny sposób. Nie w hotelu, nie nad morzem, nie w wygodnych apartamentach, ale właśnie w kajaku przemierzając kilometry rzeki Drawy. Dla części uczestników było to pierwsze spotkanie z rzeką i kajakiem a dla części już któraś z kolei rzeka, by nabrać nowego doświadczenia. Drawa – rzeka wymagająca i to bardzo – inne w porównaniu z nią to „wodne cieki” ale daliśmy radę.

Wyruszyliśmy pełni energii w wędrówkę. Nocna jazda pociągiem, dla niektórych pierwszy raz znanymi starymi składami PKP. Pobudka o 5 w pociągu nie należała do łatwych. O 6 zakupy, szybkie śniadanko, zdjęcie grupowe  i wodowanie kajaków. Pierwsze kilometry nie były łatwe pomimo braku fal na jeziorze. Kilka kajaków znosiło w lewo, jak twierdzili, że to przez to, że za mocno wiosłowali. Na polu namiotowym byliśmy dosyć wcześnie, więc był czas na spokojny obiadek (tradycyjnie fasolka po Bretońsku), zakupy w pobliskim sklepie i relaksik. Niby dzień spokojny, ale zmęczenie dało się we znaki i już ok. 22 wszystkich zmogło spanie.

W kolejnym dniu nie było leniuchowania bo o 7 rozległa się pobudka, by za pół godziny rozpocząć Mszę. Od tego spotkania z Jezusem zaczynaliśmy każdy dzień, by On dodawał nam sił do płynięcia i pogłębiania miłości do Boga i bliźniego. Podczas Mszy już gotowaliśmy wodę, by zaraz po zakończeniu Eucharystii zasiąść do śniadania, które miał przygotować poszczególny namiot przed pobudką. Pierwsze śniadanko bez salami i sera, bo w nocy zainteresował się nim lisek i miał niezłą ucztę. Po śniadaniu pakowanie i wypływamy na rzekę, pełna zakrętów kamieni i zwalonych drzew. Ten odcinek już wymagał zgrania w kajaku i umiejętności sterowania. Nie wszyscy już to mieli we krwi i zderzali się z przeszkodami, ku uciesze doświadczonych kajakarzy, którzy mogli podziwiać amatorską walkę z żywiołem. A najlepsze, bo Park Narodowy, dopiero przed nami. Z biegiem kilometrów nabieraliśmy coraz więcej doświadczenia i kajak był bardziej posłuszny, chociaż nurt też czasem płatał figla i popychał kajak nie po naszej myśli. Mogliśmy doświadczyć płynięcia nudnymi jeziorami, na których nie było nic ciekawego, ale i też płynięcia rzeką pełną zakrętów, poprzez szuwary i odcinki leśne, czasem koryto szerokie, a czasem wąskie, na którym lądowaliśmy w zaroślach tłumacząc, że poszerzamy szlak.

Na pewno było wesoło i zabawnie, zarówno podczas płynięcia jak i na polu namiotowym. Młodzi grali w siatkówkę i w karty integrując się ze sobą. Podczas jednego meczu w siatkówkę piłka poleciała do rzeki i młodzieniec wskakując po nią do wody skaleczył się w stopę. Na szczęście moja bratanica „Pani Doktór” – studentka medycyny – zajęła się zranieniem i miała wreszcie pierwszy raz praktyki z żywym osobnikiem.

Co kilka dni uzupełnialiśmy zakupy, bo jedzenia z dnia na dzień ubywało – na jeden posiłek schodziło 6 chlebów. Apetyty nam dopisywały. Makaron z serem, parówki znikały błyskawicznie. Po trzech dniach kuchni puszkowo-słoikowej schabowy w barze u Iwony był prawdziwą ucztą. Przed parkiem narodowym, by mieć siłę płynąć, na kolację poszliśmy do pizzerii i żeby napełnić brzuchy 29 kajakarzy potrzeba było 12 mega pizz.

Prawdziwie wymagający odcinek był przed nami. Młodzi słyszeli tylko z naszych ust opowieści, że poczekajcie na park narodowy, wtedy zobaczycie co to znaczą przeszkody. I tak było rzeczywiście. Co zakręt zwalone drzewo (albo czasem nawet 3 w jednym miejscu). Raz pokonywaliśmy je dołem, raz górą przepychając kajak po kłodzie. Często trzeba było wyjść z kajaka by popłynąć dalej a nie raz zamoczyć nogi i nie tylko.

Doświadczyliśmy jednej wywrotki kajaka a 3 kajaki musiały wypompowywać wodę. Ale wszystko było zaplanowane przeze mnie w miejscu bezpiecznym i nie głębokim, by nakręcić fajny filmik.

Pełni wrażeń i historii spływowych powróciliśmy bezpiecznie do Rzyk. Mamuśki może miały lekki problem zapachowy kiedy otworzyły worki z ubraniami z zapachami rzecznymi (chociaż w tym roku było sucho i pogoda bez deszczu podczas płynięcia, więc i zapachy skromne). Mamy nadzieję że ten czas będzie czasem niezapomnianym i powrócimy z radością na szlaki Drawy czy innych polskich rzek.